Wspomnienia o Matce Anieli Róży Godeckiej (2)

ks. Adam Włosiński[1]

            O młodości Matki Róży wiem, że urodziła się 13 września 1861 r. w Rosji, w mieście Korczewie nad Wołgą. Słyszałem, że Ojcem jej był Jan Godecki, doktor medycyny, Matka - Natalia z domu Bachtysto, córka generała majora wojska rosyjskiego, unity.
            Wcześnie, bo w 5-tym roku życia osierocona przez Matkę wychowywana była pod opieką Ojca przez obce osoby, naprzód przez Niemkę Lachmanowicz, potem w 12-tym roku życia wstąpiła do Instytutu Mikołajewskiego w Moskwie, gdzie też dokończyła swej edukacji, jako nauczycielka-wychowawczyni ze srebrnym medalem i nagrodami.
            Wybrała stan zakonny z natchnienia, gdyż jako panna dorosła mogła sobie wybrać i stan małżeński - ale po śmierci Ojca (1883) zerwała z narzeczonym i idąc za natchnieniem Bożym w parę lat później, poznawszy w Wilnie organizacje O. Honorata Koźmińskiego, kapucyna - wstąpiła do Zgromadzenia w tym mieście.
            Matka Godecka wyróżniała się następującymi cnotami: miłosierna, dobra, cicha, nie awanturowała się nigdy, pomimo wielkich udręczeń, jakich doznawała, była uprzejma, grzeczna, pokorna, nie wyróżniała się, prowadziła całe Zgromadzenie modlitwą i pracą. Dla Sióstr była wzorem. Była naśladowniczką cnót Matki Bożej, Pana Jezusa i św. Franciszka. Była pobożna i w całym znaczeniu katoliczka-chrześcijanka, religijna. Odznaczała się prawdziwie wszystkimi cnotami.
            Matka Godecka całe swe życie zakonne praktykowała cnoty ewangeliczne, teologiczne i kardynalne w stopniu heroicznym.

Wiara Matki Róży
            Wiem, że całe życie oparła na wierze, pogłębiała ją i modliła się o to, by wszyscy byli wprowadzeni do Kościoła katolickiego, zwłaszcza Rosja. - Nigdy nie protestowała przeciw artykułom wiary i bardzo mocno i gorąco we wszystko, co Kościół naucza - wierzyła.             Gorliwie i serdecznie czciła Tajemnicę Trójcy Przenajświętszej] Wcielenia i Najświętszego Sakramentu. Dbała i pragnęła, aby w każdym domu jej Zgromadzenia była kaplica z Przenajświętszym Sakramentem, by się tam mogła odprawiać Msza św. i komunia codzienna Sióstr, do czego je zachęcała przykładem własnym i gorącym słowem.
            Po wszystkich Tajemnicach Bożych najwięcej Matka Róża czciła Matkę Bożą. Rozszerzała Jej cześć wśród Sióstr zakonnych, zjednoczonych i stowarzyszonych - rozpowszechniała różaniec, szerzyła kult Maryjny przez należenie samej i zapisywanie Sióstr i znajomych do bractw Maryjnych (Straż Honorowa Serca Maryi, Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny do Matki Bożej Szkaplerznej itd.
            Modliła się i czciła Najświętszy Sakrament z całej duszy; z trudnością było Matkę wyciągnąć z kaplicy, z adoracji. Żyła miłością Najświętszego Sakramentu. Często i długo przebywała w Kaplicy u stóp Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie i zawsze przechodząc koło kaplicy wstępowała bodaj na krótką kilkuminutową adorację. Czciła Mękę Pana Jezusa przez: odprawianie co piątek Drogi Krzyżowej, czciła Krzyż Chrystusowy. Mękę Pana Jezusa rozważała z przejęciem, ze łzami, nadzwyczaj pobożnie - i bardzo starała się wlać w serca Sióstr miłość Ukrzyżowanego. Chętnie by oddała wszystko i życie nawet za wiarę, dla Pana Jezusa
            Była nadzwyczaj posłuszną prawom kościelnym, zakonnym i liturgicznym. W posłuszeństwie swym Przełożonym celowała będąc niedościgłym przykładem dla całego Zgromadzenia. Czciła Papieża, jako głowę Kościoła i zastępcę Chrystusa, - Kapłanom, jako sługom Bożym okazywała w każdym wypadku cześć i uszanowanie.
            Cieszyła się wielce, gdy nawracali się niedowiarkowie i zbrodniarze, modliła się za nich i pokutowała żarliwie - a wielce ubolewała, gdy odstępowali od wiary i moralności. Dbała i starała się szczególnie o ozdobę i ochędóstwo domu Bożego (kaplicy) i zachowanie właściwych ceremonii liturgicznych. Z wielkim pragnieniem dostąpienia odpustów przestrzegała terminów absolucji i błogosławieństw papieskich. Nienawidziła złych książek i wszystkiego, co się sprzeciwiało wierze.
            Co tydzień przystępowała do sakramentu pokuty a co dzień do Komunii św.

                                                           Cnota nadziei
            Z postępowania Matki R. Godeckiej i z jej słów wnioskuję, że miała mocną nadzieję zbawienia wiecznego mocą zasług Pana Jezusa. Z tej przyczyny wzgardziła wszystkim, co ziemskie, opuściła świat i poszła służyć Bogu w Zgromadzeniu, które założyła. Żyła tylko poddaniem się Woli Bożej i Opatrzności; jedynym też celem Matki było skierowanie myśli i prac swoich dla chwały Bożej, dla zbawienia duszy swojej i bliźnich. Nigdy nie skarżyła się ani na surowość życia zakonnego, ani na trudności swego stanowiska.
            Sama obecność jej w kaplicy wskazywała jej gorące i pobożne uczucia, niczym jednak nie okazywała swych gorących uczuć na zewnątrz: pokora i ukrycie osłaniały wszystko, naśladowała w tym ukryte życie Pana Jezusa. Matka całym swym zachowaniem i przykładem pociągała do pobożności i ufności w Bogu. - Bez szemrania, z zupełnym poddaniem się woli Bożej przyjmowała choroby, które ją często trapiły i wszelkie cierpienia, które jej Bóg zsyłał. Cierpienia swe ofiarowywała Bogu na różne intencje, przeważnie za grzeszników, konających, za własne przewiny. Zachęcała też Siostry, by w cierpieniu czyniły to samo, co ona. Godzinę śmierci przyjęła świadomie, cicho, z pokornym poddaniem się Bogu.
Miłość Boga
            Matka miłość swą ku Bogu okazywała przede wszystkim przez zachowanie przykazań Boskich, kościelnych i rad Ewangelicznych. - Nienawidziła grzechu i bała się go. Z dala też była od wszelkiego zła i grzechu. Przystępowała często do Sakramentów św. dla udoskonalenia duszy swojej. Duch jej dążył do Boga, z Nim żył, wiedziała na co ją Bóg stworzył.
            Miłość Boga odbijała się w czynach Matki, w jej posłuszeństwie dla Kościoła, w modlitwie, w spełnianiu swych obowiązków, w dawaniu przykładu całemu Zgromadzeniu. Wszystko, co robiła - czyniła dla Boga, żyła Bogiem, uwielbiała go słowem i życiem. Nadzwyczajnych stanów modlitewnych nie okazywała, więc nic o tym nie wiem.
            Matka wiele czasu spędzała w kaplicy na modlitwie, która w jej życiu była jakby nieustanną. Całą swą istotę oddała Bogu. Wiem, że nie tolerowała grzechów i serdecznie ubolewała nad grzesznikami. Za nich się modliła na swych godzinach miłosierdzia. Całe swe życie ofiarowała na to, by zaszczepiać miłość Bożą w sercach Sióstr zakonnych i Sióstr Zjednoczonych. - Nie okazywała nigdy żadnych wymagań dla siebie, żyła skromnie, zakonnie, w czym służyła na wzór całemu Zgromadzeniu. Zgadzała się z wolą Bożą i chętnie ją przyjmowała w każdym wypadku i we wszelkich przeciwnościach, jakie ją spotykały.

Miłość bliźniego
            Modliła się Matka za grzeszników i pokutowała za nich, jak również za dusze zmarłych i za konających.
            Wobec nieprzyjaznych czy nieżyczliwych sobie osób zachowywała się Matka Róża bez zarzutu, nie okazując urazy, z serca przebaczała wszystkim. Była dla nich dobra, uczynna i modliła się za nich.
            Nigdy nie brała udziału w żadnych kłótniach czy sprzeczkach. Leżała Matce na sercu dobra sława innych. Nie słyszałam nigdy, by kogo obmawiała, lub coś o kim niekorzystnego mówiła, żadnych plotek, złośliwych żarcików nigdy się z jej ust nie słyszało.

Co do ciała
            Matka kochała ubogich i wedle możności ratowała ich i nakazywała Siostrom, aby w każdym domu Zgromadzenia pomagano biednym i wstydzącym się żebrać.
            Uczyła Siostry zakonne i Zjednoczone: dawała im rekolekcje, konferencje i bardzo dobre rady. W miarę możności zajmowała się i nowicjuszkami, dając im nauki zakonne.
            Umiała pocieszać strapionych i smutnych, sam jej widok, dobre słowo i uśmiech działały kojąco.
            W miarę potrzeby i roztropnie napominała błądzące Siostry i osoby z którymi miała stosunki. Czyniła to w celu podniesienia ich na duchu i zbliżenia do Boga. Matka była w wysokim stopniu wyrozumiała na błędy innych, choć nie pobłażała grzechom i złemu w swoim otoczeniu.
            Chorych nazywała Matka swymi skarbami. Starała się bardzo o leczenie ich ciał, dbała też o ich dusze, nie odmawiała im niczego, zaspokajała pragnienia, ujmowała sobie nawet posiłków, żeby się nimi podzielić.

Cnoty kardynalne
            Służyła Matka Bogu w zjednoczeniu z Nim. I tym tylko żyła, by spełniać zawsze wolę Bożą, a po śmierci posiąść Boga w wieczności. Życie zakonne wybrała jako odpowiedni środek ku temu. Matka żyła w wielkim zadbaniu o czystość swego sumienia: bojaźń Boża i miłość były kierowniczkami jej postępowania, czuwała nad sobą i sądzę, że nie popełniała dobrowolnych grzechów. Wiem, że dużo się modliła, praktykowała rachunki sumienia, odprawiała rekolekcje i in.[ne] w celu utrzymania się w czystości sumienia i serca.
            Przez całe swe życie, jak ją znałem odznaczała się prostotą w postępowaniu, w mowie, ubraniu i całym otoczeniu i zachowaniu. Była szczerą w mowie i duchu, brzydziła się fałszem i kłamstwem. Wszystkie swe prace i czyny poprzedzała modlitwą - były też wszystkie jej czyny prawe i zrównoważone.
            Matka stale się kierowała radami O. Honorata Koźmińskiego, kapucyna tak w sprawach Zgromadzenia jak i własnego sumienia, po Jego śmierci kierownikiem Matki był O. Prokop Rowiński kapucyn, następnie O. Leon Pyżalski, redemptorysta który był Jej kierownikiem do końca życia. W sprawach zakonnych po 1916 r. doradcami Matki byli Biskupi, w których diecezjach były domy Zgromadzenia, O. Pius Przeździecki, paulin, a od 1925 r. Przewielebny O. dr Jan Roth, jezuita, profesor Uniwersytetu Lubelskiego i inni mądrzy ludzie.
            Sama udzielała Matka rad bardzo roztropnych i mądrych tak Siostrom, jak i osobom postronnym Siostrom z innych Zgromadzeń, które się do niej zwracały.
            Nienawidziła próżniactwa i krzewiła roztropną i umiarkowaną pracę w Zgromadzeniu. Okazywała prawdziwie Bożą mądrość w wypełnianiu swego urzędu, odznaczała się gorliwością, starała się o właściwą liturgię i o chwałę Bożą zawsze i wszędzie.

Sprawiedliwość
            Matka Róża całą swą istotą okazywała, że służy Bogu. Całym sercem czciła Świętych Pańskich i domy im w opiekę oddawała.
            O ile wiem, czciła Matka Róża najwięcej po Bogu Najświętszą Pannę, cześć Jej oddawała przez codzienne odmawianie różańca, Oficjum Parvum, Godzinek do Niepokalanego Poczęcia, koronki do Matki Bożej Bolesnej i Radosnej, należała do Arcybractwa Różańcowego, do Straży Honorowej Serca Maryi i innych. Zapewne też miała nabożeństwo do swego Anioła Stróża. Co do Świętych: czciła bardzo, jak wiem, św. Józefa, św. O. Franciszka, św. Pawła, Apostoła i wszystkich Apostołów, Męczenników i wszystkich Świętych franciszkańskich.
            W myśl Kościoła czciła relikwie wszystkich Świętych.
            Odznaczała się wybitnie uprzejmością, grzecznością, dobrocią, łaskawością i serdeczną, stałą życzliwością dla Sióstr i dla wszystkich, którzy mieli szczęście zbliżyć się do Niej.
            W najwyższym stopniu odznaczała się sprawiedliwością względem wszystkich. Wdzięczność swą okazywała przede wszystkim Panu Bogu, swym Rodzicom, Kapłanom, Siostrom, Dobrodziejom. Wdzięczną była Bogu za życie i za powołanie zakonne, które ceniła bardzo wysoko i obowiązki swe zakonne wypełniała bardzo przykładnie do ostatniej chwili życia.
            W zachowaniu swym była Matka dla wszystkich jednakowa. Chrześcijańska, święta prostota Matki nie znosiła kłamstwa i obłudy. - Była hojną szczególnie dla biednych, dla chorych i kalek tak Sióstr, jak i osób postronnych, dla uczących się Sióstr i młodzieży, a zwłaszcza dla konających.
            Surowości Matka nie posiadała, tego nigdy nie widziałam, ale była stanowcza i nikt słusznie nie mógł się skarżyć na nią.

Umiarkowanie
            Matka umiała zaprzeć się własnej woli i rozumu dla miłości Bożej i większej Jego chwały, całe jej życie świadczy o tym. Była umartwioną, dźwigała swój krzyż ochotnie, z przejęciem i cierpliwością. Szła przez krzyż do Nieba.
            Wszyscy podziwiali jej łagodność i cierpliwość w przeróżnych przykrościach i prześladowaniach.
            W całym moim współżyciu z Matką nigdy nie widziałem ani gniewu, złości czy podrażnienia, ani wybuchów temperamentu.
            Mocno trzymała się prawa boskiego i kościelnego - lecz ustępowała bez oporu swego zdania w rzeczach potocznych i błahych.
            Matka była nadzwyczaj wstrzemięźliwa w jedzeniu.
            Napoi alkoholowych nie używała nigdy.
            Zachowywała zawsze bardzo starannie posty kościelne i zakonne. Jadała przeważnie potrawy mączne, jarzyny, owoce, trochę białego mięsa, pijała zazwyczaj wodę z  mlekiem.
            Bardzo była Matka skromna w ubraniu, nigdy się strojnie nie ubierała i długo nosiła ubranie.
            W jej celi było zawsze skromnie, bielone ściany, meble proste, tanie, twarde, na łóżku zakonnym siennik, kołdra i kocyk. Gardziła wygodami życia, czym służyła za wzór Siostrom. Była też wzorem w opanowaniu zmysłów, w cichości, skromności i umiarkowaniu w mowie, ruchach i chodzie, bez żadnej przesady czy udawania.
            W rozmowach była Matka bardzo umiarkowana.

Męstwo
            Matka Róża mężna była na urzędzie, niezmordowana w pracy, cierpliwa w chorobach i przykrościach różnych - prawdziwa Służebnica Boża. Nigdy nie widziałem na niej żadnego przygnębienia, ani złego humoru. Zawsze była jednakowa tak w niepowodzeniach i nieszczęściach jak w radościach.
            Wszelkie bogactwa i zaszczyty i ponęty świata nie istniały dla niej - w czym nieudolnie naśladowały ją córki duchowne. Całe jej życie było dźwiganiem krzyża. Nie dbała o względy ludzkie. Była sercem oderwana od wszystkiego. Znosiła mężnie, z poddaniem Woli Bożej najcięższe cierpienia przedśmiertne, czego byłem świadkiem.

Posłuszeństwo
            Matka Róża, jak widziałem, była wzorem i przykładem posłuszeństwa prawu zakonnemu. Gdy była przez 10 lat podwładną uzależniała się we wszystkim od swej Przełożonej. Nigdy na nią nie szemrała ani się użalała. Wierzyła mocno, że posłuszeństwo najwięcej się Bogu podoba i że posiada wielką zasługę. Przez ślub posłuszeństwa istotnie wyrzekła się swej woli.
Ubóstwo
            Matka okazywała zadowolenie znosząc ubóstwo zakonne. Nie dbała o stroje i eleganckie ubrania, w pokoju jej było bardzo skromnie, żadnych ozdób, flakoników, bukiecików. Nie używała i nie rozporządzała pieniędzmi sama ani jako Przełożona Generalna ani jako podwładna. Była prawdziwie ubogą zakonnicą, kochała po franciszkańsku tę cnotę.

Czystość
            Z Bogiem żyła i przypuszczalnie zwalczała wszelkie pokusy. Posty zakonne zachowywała, z mężczyznami nie miała żadnych stosunków.

Pokora
            Matka Róża była pokorna. Wszelkie zaniedbanie i wyśmiewania przyjmowała spokojnie. Nie dbała o swoją sławę o ile to nie szkodziło Zgromadzeniu. W całej pełni była Matka pokorna i uprzejma i życzliwa dla wszystkich, chętnie słuchała zdań Sióstr starszych i nawet młodszych.
            Pokora, prostota i prawość Matki nie dopuszczały żadnego udawania tej cnoty.

Dary niebieskie
            Matka Róża posiadała wiele łask i darów Bożych: szczególnie odznaczał ją wybitny dar męstwa, roztropności, rady i przewidywania bliższej i dalszej przyszłości.

Opinia świętości
            Nigdy nie słyszałem o Matce nic złego ani ujemnego. Otoczenie całe z nielicznymi wyjątkami czciło ją, kochało, okazywało bezwzględne zaufanie i szacunek. Każdy widział i odczuwał, że to niezwykła służebnica Boża, nieprzeciętnej świętobliwości.
Śmierć
            Powodem śmierci Matki Róży były cierpienia wątrobiane, kamienie żółciowe, cierpienia swe znosiła ze spokojem i z bezprzykładnym poddaniem się Woli Bożej. Była w chorobie posłuszna i uległa poleceniom lekarzy i swoich pielęgniarek. Wiadomość o zbliżaniu się śmierci przyjęła spokojnie i z całą świadomością gotowała się do tego ważnego momentu.
            Umarła 13 października 1937 r. o 7 rano w czasie mojej Mszy Św. w kaplicy odprawianej. O Pyżalski był przy jej śmierci wraz z wszystkimi Siostrami domowymi i rzekł: „Tak umierają święci”.
            Ciało Matki Róży stało zrazu w kaplicy domowej, trzeciego dnia było przeniesione do Bazyliki Jasnogórskiej na żądanie O. Generała, O. Piusa Przeździeckiego. Wieść o jej śmierci rozeszła się natychmiast po całym kraju i mieście Częstochowie. Przy pogrzebie lud zapchał całą Bazylikę, place i ulice. Ciało Matki złożone na Cmentarzu Św. Rocha, na wydzielonym dla Sióstr placu. Matka spoczywa wśród Sióstr, w grobie murowanym. Nad nim zbudowany grobowiec i napis wyryty w kamieniu.
            Opinia świętobliwości towarzyszyła nieboszczce od wielu lat. Wyniesienia jej na ołtarze pragną wszyscy, którzy ją znali, gdyż widzą w niej wzór cnót i świętości życia.
Ja sam jestem o tym przekonany. Matka Róża była przykładem niezwykłej doskonałości chrześcijańskiej.
            Wszyscy co mieli sposobność poznania jej wspominają o niej ze czcią i szacunkiem, a ja zawsze mam dla niej najwyższe uznanie i uwielbienie i przez Nią upraszam sobie łaski u Pana Boga. Wierzę w Jej wstawiennictwo.
Częstochowa, luty 1952 r.
                                                                        

s. Imelda Gołaś
            Poznałam naszą ukochaną matkę w maju 1908 r. kiedy jako próbantka przyjechała do Nowego Miasta n. Pilicą, do nowicjatu. byłam jedynaczką, a więc rozstanie moje z rodzoną matką kosztowało mnie tak wiele, że chwilami zdawało mi się że nie wytrwam, robiłam ofiarę dla Pana Jezusa, wtedy ukochana matka wyczuła moją walkę, przygarnęła mnie do serca i utrzymała przy Panu Jezusie. Miłe były chwile kiedy matka pozwoliła nam nowicjuszkom przyjść do siebie na rekreację, byłyśmy wtedy uszczęśliwione, jak owieczki siedziałyśmy na podłodze u stóp matki, wtedy opowiadała nam matka różne chwile ze swego życia, między innymi jak wstąpiła do zgromadzenia sióstr sercanek i ten moment jak ojciec nasz założyciel, o. Honorat, prosił matkę, aby złożyła ofiarę, żeby opuściła to swoje zgromadzenie i założyła zgromadzenie, które poświęciłoby się dla osób pracujących w fabrykach. Matka bardzo kochała swoje pierwsze zgromadzenie, to też z pokorą wymawiała się od tego. Ojciec chciał ofiary dobrowolnej i tylko modlił się w tej intencji.
            Aż pewnego razu matka modliła się w kościele, poczuła wielką miłość dla Pana Jezusa, mówiła: "Jezu, tak Cię kocham, że nie ma nic na świecie czego bym dla Ciebie nie zrobiła". Wtedy głos wewnętrzny zapytał: "A sercanki dla Mnie opuściłabyś? Zapanowała w duszy matki walka, która trwała długo, ale miłość Boża zwyciężyła. I tak Matka ukochała te swoje robotnice fabryczne, że dla nich poświęcała wszystko. Pamiętam ten dzień jak ks. Guranowski prosił matkę, aby założyła internat dla dziewcząt fabrycznych przy kościele św. Barbary w Częstochowie. Matka nie miała wolnych sióstr, na rekreacji opowiedziała nam swoją troskę i patrzyła na nas badawczym wzrokiem, ja wtedy byłam kilka miesięcy po nowicjacie. Ukochana Matka z miłością popatrzyła na mnie i zapytała: "Imeldko poszłabyś z nimi mieszkać?" Naturalnie, ja bez namysłu zgodziłam się i wtedy Matka dała mi piękny obrazek kolorowy: Pan Jezus wije wianek z cierni i od czasu do czasu wplata cudną różyczkę, a Matka swoją rączką podpisała: "Mojej kochanej Imeldce na nową, ważną drogę, nie brak na niej krzyżyków, ale dobry Pan czasami i różyczki na pociechę zsyła".
            Ukochana Matka była samą dobrocią, słodyczą, wyrozumiałością, nigdy nie słyszałam, żeby Matka mówiła o której siostrze źle, każdą broniła i kiedy siostry oburzały się na postępki niektórych sióstr, a nawet żądały wydalenia, ukochana Matka do końca broniła a nawet na zarzut, że jest za bardzo wyrozumiałą odpowiadała: "Wy to mówicie, bo was ta siostra nic nie kosztowała, a ja ją przebolałam, przecierpiałam, ona jest moją własnością.
            Kiedy wystąpiła ze zgromadzenia ex Germana, nasza ukochana Matka nie mogła tego przeboleć, z Matką Boską stała pod krzyżem, a kiedy w roku 1936 mieszkałam w Warszawie, gdzie prowadziłyśmy internat, a ex Germana opuszczona przez męża była bez wyjścia, w tragicznej chwili udała się do Matki, wtedy najdroższa Matka pisała do mnie: "Moje Dziecko Drogie, przyjdzie do Ciebie nasza dawna, biedna, nieszczęśliwa Germanka, przyjmij ją do Zakładu, Bóg Ci będzie błogosławił, a ja Ci wdzięczną będę.
            Matka wpajała  w nas ukochanie Woli Bożej i kiedy w czasie rekolekcji wypisałam sobie na obrazku akty: "Jezu kocham Cię, ufam Ci, wierzę w Twoją miłość" ukochana Matka dopisała swoją rączką: "Chcę tego, czego Ty chcesz". Od tego czasu co dzień powtarzam ten akt i jednocześnie staje mi w oczach dobra, kochana, troskliwa, pełna miłości Mateńka.
            Ukochana nasza Matka Założycielka nigdy nie zostawiła żadnej Siostry bez pociechy, w najcięższych chwilach znajdowała wyjście, wlewała ufność, zapalała miłością Bożą, sama wyczuwała niepokój duszy, odgadywała myśli. Byłam z natury nieśmiałą, matka moja rodzona całe życie pracowała dla mnie i zawsze gdy ją odwiedzałam zaopatrywała moje potrzeby, często myślałam sobie co będzie jak mamusia nie będzie mogła pracować, ale z tą swoją troską nie zwierzałam się do nikogo, a nasza ukochana Matka sama kiedyś mi mówi: "Imeldko, nie martw się o mamusię, jak nie będzie mogła pracować to przyjdzie do nas".
            Nie wyobrażałam sobie życia w zgromadzeniu bez naszej ukochanej Matki Założycielki, zdawało mi się, że wszystko się zapadnie, to też śmierć Najdroższej Matki zaskoczyła mnie boleśnie, pogrzebała wszystkie moje nadzieje, śmierć Matki była dla mnie strasznym ciosem. Pamiętam tę chwilę, kiedy Matka leżała w trumnie w naszej kaplicy na Klasztornej, wyglądała jak święta, spała spokojnie, beztrosko, wyczuwało się, że Jej świetlana postać cieszy się z Panem Jezusem, którego za życia tak bardzo kochała.
            Poczułam się wtedy osierocona i to sieroctwo odczuwam do obecnej chwili.

s. Iwona Wróbel
W Częstochowie wysłana zostałam do miasta i w drodze spotkałam ubogiego. Prosi on mnie o wsparcie, a nie zdając sobie sprawy, że nie wolno mi tego robić, dałam ofiarę. W tym czasie byłam na próbie. Jednak po powrocie do domu powiedziałam s. Przełożonej, a później Matce Założycielce. Trochę się bałam tego czynu, lecz Matka nasza Kochana mnie uspokoiła i powiedziała co mnie głęboko się wyryło się w sercu. Moje dziecko pamiętaj o tym i zawsze o ile możności, nigdy żeby nie wypuścić z naszego domu biednych, bez jakiejkolwiek ofiary (podanej czy to w pieniądzach, czy też w ubraniu lub jedzeniu), bo ilekroć dajemy jałmużnę tyle nam Pan Bóg odda i na żywot wieczny policzy. Kochajmy swoich ubogich, gdyż w nich mamy widzieć Chrystusa podróżującego lub naszego Ojca św. Franciszka. Tak nasza Najdroższa Matka Założycielka nasz wzór do naśladowania, nie odrzucała nikogo z biednych, tylko zawsze zbliżała się do tej nędzy ludzkiej, by ją wesprzeć ofiarą, czynem i modlitwą. Tak jak nie odrzucała biednych od swojego dobrego serca, tak też nigdy nie odrzucała od siebie żadnej siostry, choćby najgorszej w oczach innych była, bo sobie zdawała sprawę, że stojąc na czele Zgromadzenia będzie musiała zdać sprawę wobec Boga, wobec ludzi i własnych jej rodziców. Gdyż każda z nas opuszczając własne rodziny powiększa tę rodzinę zakonną, by to Zgromadzenie wzrastając w liczbę osób, wzrastało w miłości Boga i bliźniego. Taką właśnie była nasza Matka Założycielka. Zostawiła nam bogactwo cnót swoich na wzór Niepokalanego Serca Maryi jako Jej wierna córka i Matka naszego Zgromadzenia.

s. Maura Miedziechowska
Moje wspomnienie o Matce, które niezatarte w mojej pamięci zostało na zawsze. Fakt, który utkwił mi w pamięci, chociaż posuwam się w latach, on zawsze dla mnie jest nowością. Było to w Nowym Mieście 1926, byłam jako nowicjuszka, Mistrzynią Nowicjatu była Matka Hiacynta. Po kilkumiesięcznym pobycie Matki w Nowym Mieście została wybrana jako Matka Generalna naszego Zgromadzenia. Po Matce Hiacyncie Mistrzynią Nowicjatu została powtórnie Matka Czesława. W tym czasie Matka nasza Najdroższa Założycielka przyjechała do Nowego Miasta. Przyszła do nas do nowicjatu, interesowała się każdą z nas. Kiedy kolej przyszła na mnie, więc Matka pyta co mnie jest, a ja tak nieśmiało odpowiedziałam, że się czuję źle, chora jestem. Macierzyńskie Serce Matki odgadło mój ból wewnętrzny, nie potępiła, ani nie wydaliła ze Zgromadzenia, lecz kazała iść mi do lekarza, po zbadaniu mnie dostałam odpowiednie lekarstwo i czułam się później dobrze, świadczyć może o tym iż jestem tyle lat w Zgromadzeniu. Matka Najdroższa Założycielka przyszła mi z pomocą, podała Matczyną rękę i wydźwignęła mnie z trudności życiowej. Tak robić mogą tylko święci, którzy w drugim uszanują człowieka i świętość jego. Ludzie o wyższych ideałach i wzlotach ducha potrafią to przeprowadzić i dopomóc w cierpieniu ludzkim. I tak robiła Matka nasza – znała, a nawet odgadywała ból i cierpienie u swoich dzieci.
 Niepokalane Serce Maryi było odzwierciedleniem w życiu naszej Matki tam szukała schronienia i oparcia w każdej dobie życia. O niech przekaże nam to Serce Matczyne, byśmy nigdzie nie szukali oparcia jedynie w Sercu Maryi naszej Pani i Królowej.






[1] Ks. Adam Włosiński, syn Macieja i Anny z Kąkolewskich, ur. 17 XII 1861 r. w Działoszycach (ówczesny pow. pińczowski, woj. kieleckie). Uczęszczał do szkoły gimanzjalnej w Kielcach w latach 1875-1880. Po studiach w Seminarium Duchownym wyświęcony został na kapłana przez biskupa Tomasza Kulińskiego w czerwcu 1886 r. w Kielcach. Jako wikariusz pracował w następujących parafiach: Chmielnik, Daleszyce, Żarki a następnie jako proboszcz w: Bolminie, Niegardowie, Ogrodzieńcu, Imielnie, Oksie. Jako emeryt przybył do Częstochowy, zamieszkał niedaleko Jasnej Góry i pełnił funkcję kapelana w domu Zgromadzenia Małych Sióstr Niepokalanego Serca Maryi przy ul. Klasztornej 19 (od 18 III 1919 r.). Znał więc m. Anielę Różę Godecką przez 18 lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz