3 października 1997 r. mój mąż Henryk uległ ciężkiemu
wypadkowi samochodowemu. W wyniku silnego stłuczenia skroni stracił
przytomność, której nie odzyskał przez trzy tygodnie. Przewieziony został do
szpitala w Radomsku. Lekarze nie dawali żadnej nadziei na życie. A gdyby
przeżył, to według ich opinii będzie psychicznie chory. Mówili: „po co pani
taki mąż?”. Pełną świadomość mąż odzyskał w styczniu 1998 r. w szpitalu w
Reptach. Przy mężu byłam prawie cały czas.
Moja mama parę dni po wypadku była u księdza
proboszcza, by odprawił Mszę św. o zdrowie dla męża. Ksiądz proboszcz zachęcał
do modlitwy całą rodzinę. Dostaliśmy obrazek z podobizną Sługi Bożej Anieli
Róży Godeckiej i modlitwą. Przez cały czas choroby odmawialiśmy modlitwę z
obrazka, a obrazek był przy głowie chorego.
Dzisiaj mąż jest w domu. Nie jest w pełni sprawny.
Musi jeszcze przejść dalsze leczenie, rehabilitację. Ale był w stanie beznadziejnym.
W rodzinie mocno wierzymy, że to łaska Boża wyproszona przez przyczynę Sługi
Bożej Anieli Róży Godeckiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz