1.
List Anieli Róży Godeckiej do bł.
Honorata Koźmińskiego, w którym opisała swoją walkę wewnętrzną wobec propozycji
założenia zgromadzenia zakonnego dla robotnic fabrycznych. Tekst powstał 13
września 1888 w Warszawie, w dniu 27. urodzin Sługi Bożej, kiedy to zdecydowała
się całkowicie podporządkować swoje życie woli Bożej. Treść pełna ekspresji,
zawiera głęboką analizę osobistych motywacji i pierwsze znamiona duchowości
maryjnej nowego zgromadzenia. Autorka prosi Założyciela o rozeznanie
ostatecznej odpowiedzi wobec Boga.
Tekst w kilku miejscach jest zamazany w
taki sposób, że nie da się odczytać niektórych wyrazów. Dotyczy to informacji,
które adresat chciał ukryć na wypadek ewentualnych rewizji policji carskiej. W
niektórych przypadkach udało się odtworzyć prawdopodobne brzmienie tekstu
oryginalnego, co zaznaczono w nawiasach kwadratowych.
+
JMUN
13 września [1888]
Najczcigodniejszy
i najdroższy Ojcze,
Odprawiłam dziś rekolekcje miesięczne, a ponieważ
przyjechać do Ojca nie mogę, żeby to uwagę nie zwróciło niepotrzebnie, więc
piszę, ażeby zdać sprawę z tego, co się w duszy mojej dzieje; dzieje się zaś
tam, tj. działo się coś nadzwyczajnego. Nie wiem, czy to głos Boży i wyraźny
objaw Jego woli, oddaję więc sprawę tę na sąd Ojca, a wyrok Jego będę uważała
za wyrok woli Bożej. Zaczynam więc: Miałam rozmyślanie o miłości Chrystusa Pana
ku nam, który zstąpił na ziemię dlatego, aby cierpieć za nas; jak my za to
powinniśmy dusze nasze odrywać od wszystkiego, ażeby w nich zamieszkał wyłącznie
nasz Pan. Dotąd pewna byłam, że nic mnie od spełnienia woli Bożej nie wstrzyma,
ani rodzina, której się wyrzekłam, ani dobrobyt, którego nie chcę za nic, ani
[wyraz nieczytelny, zakreślony] nawet, tj. osoby tam mieszkające, do których
prawdziwie po Bożemu jestem przywiązaną. Zdawało mi się, żem całkiem swobodna i
całkiem Panu Bogu oddana. Coś mi szeptało jednak, że nie. Zaczęłam zastanawiać
się przed Panem Bogiem i ni stąd ni zowąd stanęło mi w duszy zapytanie: czy byś
się stanowczo przyłączyła do martanek [wyraz nieczytelny pod wyrazem
„martanek”], gdyby taka była wola Boża? Ta myśl przychodziła mi czasem, ale
uważałam ją za pokusę tylko (z czem się Ojcu zwierzyłam), w tak zaś ważnej
chwili nie mogłam ją zbyć i zaczęłam zastanawiać się. Stanęło mi w oczach moje
zgromadzenie[1],
a raczej Serce Maryi ukochane, które mnie przyjęło, kiedym cuchnęła jeszcze tem
błotem, z którego dopiero co wylazłam i które mnie wychowało i chroniło od
upadków i od pokus światowych, stanęły siostry miłe i wykształcone, odpowiednie
dla mnie i dla mojego usposobienia (przekonałam się, że to niemałą jest
pociechą), stanęły te pociechy, jakie tam ciągle odbieram, chociażby ta
sposobność upokorzenia się i poczucia, że tam niczem jestem, równocześnie
[wyraz nieczytelny] tak przypadająca do usposobienia mego. Wszystko to stanęło
mi w oczach i ja poczułam wyraźnie, że to przywiązanie jest punktem, przy
którym się zatrzymuję mówiąc: „Dalej nie pójdę, Panie; wszędzie, gdzie chcesz,
ale dalej tego punktu – za nic”. Zaczęła we mnie toczyć się walka, mój Ojcze,
płakałam gorzko (nieprawdaż jaka to gorliwość?!!). I to przejście też od sióstr
wykształconych do niewykształconych przerażało mnie trochę; co to za pycha i
zaślepienie, dawniej tego nie uważałam, może dlatego, że nie zastanawiałam się
nad tem. Z drugiej strony stanął mi Pan Jezus, który z nieba zstąpił na ziemię
dla nas; a przecież Matki od Martanek nie dzieli tak wielka przestrzeń; On
porzucił Boga dla nas, a ja sióstr wykształconych dla mniej wykształconych nie
miałabym serca porzucić dla Jego miłości, gdyby On tego zechciał. Czyżby to
zgromadzenie, to Serce Maryi Najświętsze, które miało mnie zbliżyć do Niego,
miałożby ono być przeszkodą do tego zbliżenia się; czyż dobra sługa, kochająca
Pana swego, będzie się wymawiała, jeśli ją z pokojów poślą do piekarni służyć?
Czyż wreszcie przestanę być córką tej samej Matki najdroższej (którą niestety
zawsze tak ozięble czciłam), a która jednakowo wstawia się za [wyraz
nieczytelny] Zgromadzenie, nareszcie jest tylko od Boga, ale nie jest Bogiem
samym. Walczyłam tak przez trzy godziny ze łzami, ale nareszcie Pan Jezus
zwyciężył (odprawiałam te rekolekcje w kościele Sakramamentek, gdzie dziś cały
dzień Pan Jezus był wystawiony) i wychodząc powiedziałam szczerze: „Mów, Panie,
bo słucha sługa Twoja”. Oto jeszcze jedna rzecz, od której się oderwałam; mnie
się zdaje, że to ostatnia, ale kiedy głębiej zajrzę, to pewno coś znajdę
jeszcze. Tymczasem oczekuję wyroku Ojca, mój Ojcze drogi, bo w każdym razie
warunek był ten: jeśli to wola Boża i jeśli to się do chwały Jego przyczynić
może. Wypisałam Ojcu wszystko, com czuła i com myślała, ażeby Ojciec zbadawszy
rzecz, mógł stanowczo poznać, co tam jest z Boga, co też nie.
Przychodziło mi na myśl, dlaczego latem tak nie
chciałam rzucać się od jednego do drugiego, a teraz jestem gotową, ale
odpowiedź znalazłam – zdaje mi się – tj. że latem goniłabym za większym
zaparciem się, teraz zaś szukam woli Bożej.
Pragnęłabym jednej rzeczy tylko, żeby ustawka do
niej, o ile możności, zbliżoną była do [wyraz zamazany – prawdopodobnie było:
sercanek], żeby one były młodszemi siostrzyczkami [wyraz zamazany –
prawdopodobnie było: sercanek], bo ta ustawka ich, co ja mam, jest strasznie wodnista.
Pragnęłabym też, żeby one obowiązane były ustawką do szczególniejszej czci
Serca Maryi, bo w każdym razie to Serce wydało im ich przewodniczkę szczerze im
oddaną. Nie wiem, czy mam o tem wszystkiem powiedzieć [wyraz zamazany –
prawdopodobnie było: Matce Pauli[2]], dziś
nie mówiłam jeszcze o tej walce; tylko powiedziałam, że jestem gotową bardziej
niż kiedykolwiek do pełnienia woli Bożej. Zaboli ją może, że trzódka jej się
zmniejszy, ale -
Pan Bóg przecież swego jedynego najmilszego Syna oddał za nas. Nic nie będę
mówiła, dopóki odpowiedzi Ojca nie otrzymam. Jaka ja podła jestem, mój Ojcze, niby
kocham Pana Jezusa, a pomimo to mała rzecz w gruncie tyle mnie kosztowała, aż
mi się głowa rozbolała. Czyż nie warto powiedzieć, że sługą niepożyteczną
jestem, choć mi się zdaje, żem wszystko zrobiła.
Dziś zaczęłam 28. rok. Proszę za mnie pomodlić się,
żebym zawsze Pana Jezusa nad wszystko kochała i dla Jego miłości wszystko
zwyciężała.
Teraz zaś gotowe serce moje do spełnienia woli
Jego – gotowe i pragnie tego najgoręcej, pragnie przełamywać siebie na każdym
kroku (chociaż płaczę jeszcze, ale nie żałuję swego postanowienia, owszem, rada
jestem, że moje „ja” będzie coraz dalej w kąt szło i ustępowało miejsca Panu
Bogu).
To tylko martwi i niepokoi trochę, że nasze
zgromadzenie jest potwierdzone jako zakon, [wyraz nieczytelny] zaś nie. – Czy nie będzie więc moje przejście jakby
wystąpieniem z zakonu? Ale przecież Pan Bóg widzi moją intencję, że dla Niego
porzucę Jego i dla Jego chwały to zrobię, więc musi być, nie mam czego się
niepokoić. W każdym razie oczekuję odpowiedzi Ojca jako wyroku Bożego.
15 [września]. Te rekolekcje pozawczorajsze trochę
mnie złamały fizycznie, czuję, że jestem niedołęga, ale za to na duchu nie
upadam, przeciwnie – nabieram coraz więcej sił do tego kroku. Dzisiaj miałam
rozmyślanie z Żywota Pana Jezusa o tem, jak faryzeuszowie gorszyli się czasem z
Jego postępowania. Przyszło mi raptem na myśl, że niejedna może osoba się
zgorszy tym postępkiem moim, może mnie nawet posądzać będą o brak pokory
(której ja naprawdę mam niewiele), o chętkę samodzielności itd. (tej chętki to nigdy
nie miałam i od chwili nawrócenia nic nie zrobiłam bez posłuszeństwa). Nazwą
mnie może chorągiewką, może mną nawet trochę w duchu pogardzać będą za tę
niestałość. Znam swoje siostry i wiem, że podobne myśli im przychodzić mogą,
wiem nawet, która z nich tak pomyśli. Ale te myśli mnie przykrości najmniejszej
nie sprawiły, owszem, niech mnie pogarda spotyka, to mnie ofiarę moją milszą
uczyni. Ja myślę tak: trzeba się oderwać od wszystkiego, co Bogiem nie jest, a
więc i od rzeczy najświętszych wprost od Niego pochodzących, ale które Nim nie
są. Czy ja dobrze myślę? Jednym słowem czuję coraz większą gotowość do
spełnienia woli Bożej, chociaż płaczę jeszcze, kiedy z Matką Paulą rozmawiam,
albo kiedy myślę, że nie za długo może przestanę być [jeden lub kilka wyrazów zamazanych],
jednak Serce Jej kocham i kochać zawsze będę, bo to ono mi siły dodaje. Ale,
mój Ojcze, śmiało powiedzieć mogę, że to oczy moje tylko płaczą, bo dusza
raduje się, bo teraz może śmiało powiedzieć: „Pójdę, Panie, wszędzie, gdzie
zechcesz, tylko zawsze ze mną bądź i nie opuszczaj mnie”. Pewna jestem, że
modlitwie Ojca zawdzięczam to wszystko, bo 13go miał Mszę św. na
moją intencję, za co również za 7go września stopy Jego z
wdzięcznością całuję. Ja tak potrzebuję wsparcia duchownego.
Uważam, że cały list zajęłam gawędą o sobie tylko.
Mnie się zdaje, że o tem Ojciec powinien wiedzieć. Ale i o owieczkach moich
pamiętałam i posyłam Ojcu [jeden lub kilka wyrazów zamazanych], wszystkie
rzeczy, które tylko były możebne, wypisałam albo całkiem, albo z małemi
zmianami z [jeden lub kilka wyrazów zamazanych], inne znowu o posłuszeństwie i
o skromności, i o obow [wyraz urwany,
dalej jeden lub kilka wyrazów zamazanych], inne dodałam od siebie. Czy to
wypadało tak zrobić? W każdym razie, co się zrobiło, to posyłam; jeżeli źle –
gotowa jestem jednostajnie przyjmować gderanie i pochwały, przy tem pragnę
najgoręcej tej ustawy, żeby już móc zacząć według niej [jeden lub kilka wyrazów
zamazanych] życie moje prowadzić.
Całuję stopy Ojca z wdzięcznością najgłębszą za modlitwy
i za krzyż i proszę o błogosławieństwo [AGodecka – zamazane].
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz